W dzisiejszych czasach trudno przejść ulicą nie spotykając po drodze Ajaxu. Piękny, niesamowity, robi wszystko i jest najlepszy. No a poza tym używa go Twoje regionalne Koło Gospodyń Domowych. Niestety – otaczają nas ze wszystkich stron i nie ma sposobu na obronę – reklamy. To one kreują nasz świat.
A po środku Head & Shoulders
Zdania są oczywiście podzielone a ludzie dzielą się na tych, którzy pracują w reklamie i tych, którzy są reklamie przeciwni. Szara strefa w tym segmencie chyba nie istnieje. Reklamy kojarzą się nam z czymś jednoznacznie negatywnym. Przerywają nam ulubiony film w połowie (siedem razy), wyskakują nad treścią czytanego właśnie na onecie artykułu. Nie tolerujemy ich, bo próbują nam coś wcisnąć - włażą z buciorami do naszego życia, a kto lubi, jak się mu coś wciska? Narzekamy sobie, że koszt reklamy wchodzi w koszt produktu, przez co ten ostatni drożeje. Tyle lat reklamy wykształciło nawet ideologicznych przeciwników tej formy sprzedaży.
ja uważam, że nie pasują do takich miejsc [stron domowych – przyp] tak jak szyld reklamowy na drzwiach od domu innym może się to podoba, mi nie i niestety mam prawo do takiej opinii :]
Jako wstęp do notki polecam „nieco przyziemny felieton o tym jak media kształtują nam rzeczywistość” napisany przez Tomka: Witajcie w naszej bajce
To faktycznie trzy rzeczy, które rządzą światem. Można by do tej listy dodać kilka innych słów, na przykład miłość, ale tylko te mają taką siłę przebicia. Między innymi dlatego reklama dosięga swoimi mackami tak daleko. Wiele serwisów, które zaczynały swoją internetową karierę nie myślało o reklamie. Dopiero kiedy oglądalność wzrosła, a zyski ze sprzedaży powierzchni zaczynały zapowiadać się smakowicie, dana witryna przechodziła na ciemną stronę mocy, zrażając do siebie znaczny odsetek odwiedzających.
To popularny scenariusz. Wraz z reklamami pojawiają się głośne słowa sprzeciwu. „No jak to?! Przecież serwis zawsze był darmowy a teraz mi tu coś lata?!”. Ludzie nie potrafią zrozumieć, że czasami reklama jest lepszym rozwiązaniem niż zbiórka funduszy we własnym zakresie. No bo dlaczego autor serwisu miałby do niego dokładać z własnej kieszeni? Już za sam wkład merytoryczny coś mu się należy. Dyskusja na ten temat wprowadzania komercji do serwisów wcześniej bezpłatnych miała miejsce na blogu Roberta pod wpisem Jak zarobić milion na serwisie internetowym? W Polsce!.
Przewija się ciągle ta nasza wszędobylska zawiść, którą celnie ustrzelił Piotr Tomczyk:
Bo w Polsce jak ktoś zrobi coś fajnego, to dobrze, ale jak zacznie na tym zarabiać — to już źle.
Wychodzi jak jesteśmy przesączeni nienawiścią do reklamy – a nawet nie samej reklamy, a w ogóle zarabiania w internecie, teoretycznie naszym kosztem. Patrząc na sprawę z tej strony wygląda to zupełnie inaczej – wszyscy ideologiczni wojownicy prowadzący wojnę z komerchą wychodzą na ludzi, którzy zżerani przez kompleksy nie potrafią pogratulować pomysłu na zarabianie, a nawet ewidentnego sukcesu.
Pozostawiam otwartym pytanie: czy zarabianie na własnej internetowej twórczości jest faktycznie niedobre, czy po prostu niemodne? Bo to, że jest hype na krytykowanie reklam, a bycie niekomercyjnym outsiderem jest trendy jest chyba sprawą oczywistą. Może za kilka lat albo nawet miesięcy na akcje typu AdFreeBlog będzie się patrzeć z pogardą jak na próbę taniego lansu własnej strony?
Jeszcze nie tak dawno temu reklamy AdSense, które odniosły sukces jedynie dlatego, że stały się elementem pewnego trendu, były bardzo otwarcie witane przez internautów. W kontekście migających bannerów było to coś pięknego. Łatwa dostępność AdSense popychała ludzi, którzy nigdy nie pomyśleliby o reklamie na swojej stronie, do instalacji reklam kontekstowych Google. Ludzie chętnie klikali w linki sponsorowane i wszyscy byli szczęśliwi – for a time. Wszędobylskość tej formy reklamowej przyczyniła się do jej zguby, a raczej przekwalifikowania. Teraz brand Google wcale nie świeci jasnym światłem nad swoim produktem, który leży już w tej samej szufladzie, co cała reszta migających reklam.
A może to dlatego, że przeciwnicy Gogla też rosną jak grzyby po deszczu?
Czasami pojawienie się reklam w serwisie nie spotyka się z dużą krytyką. Przeważnie dzieje się tak, kiedy zawartość witryny jest na wysokim poziomie i jesteśmy z niej zadowoleni. Wtedy nawet najbardziej gorliwy ad-wojownik wybacza zajęcie pewnej powierzchni strony przez billboard. Gorzej jest kiedy komercja zdaje się być głównym celem.
W przypadku firmy takiej jak np. Gadu-gadu można odnieść takie wrażenie. Dlatego pojawiają się takie dowcipy jak np. komiks Patrysa lub nieśmiertelne Gadu-Gadu 8.0. Sama strona GG też nie wygląda najciekawiej.
strona Gadu-gadu składa się głównie z reklam
W taki sposób zarabia się kilka milionów złotych miesięcznie. I jak tu się na nich nie wkurzać?
Na ciemną stronę mocy przeszedł ostatnio również krytykowany przeze mnie system blogowy Jogger. Autor może nie zarobi na nim milionów, ale z pewnością kilka złotówek do skarbonki wpadnie. I może nie byłoby w tym nic złego gdyby nie to, że serwis się prawie nie rozwija. Po opublikowaniu mojej notki Jogger 0.2 padały słowa, że to dopiero wersja testowa i jeszcze wiele funkcji dojdzie. Okazuje się że na przestrzeni kilku miesięcy poprawiono kilka bugów, a główną zmianą było wprowadzenie opłaty rejestracyjnej.
Są też serwisy, które od samego początku są nastawione na zysk. I żeby swojego dopiąć robią różne rzeczy na pograniczu dobrego smaku. Dość wspomnieć o pewnej porównywarce cen, której nazwy wymieniać nie będę.
Tomek mówi mi, że polskie blogi jeszcze nie dorosły do tego, żeby na nich zarabiać. Może to i prawda, bo chociaż potentatem blogowym możemy się nazywać (a na pewno kiedyś mogliśmy to robić, jak pisze Marysia na Metablogu), a w naszych blogach drzemie duży potencjał, to... No właśnie – na razie tylko drzemie.
Jeśli zakładamy, że chcę zarabiać na blogach, to moim zdaniem potrzebne są dwie rzeczy, będące połączonymi naczyniami. Wartościowe blogi, które będą prowadzone profesjonalnie (a nie jak pamiętnik) i wartościowi czytelnicy, którzy będą chcieli czytać te wartościowe wpisy
Jednak niektórzy próbują. Dobrym przykładem bloga brandingowego jest na przykład strona Pawła Tkaczyka. Podobnie Patrycja na swoim blogu promuje firmę. Oba blogi są raz, że poczytne, to dwa, mają działanie marketingowe. Blogi zbliżają, więc ten sposób wyciągania ręki do potencjalnego klienta jest na pewno czymś pozytywnym. No a poza tym na pewno zarówno shrew jak i marvel blogują z przyjemnością.
Od dłuższego czasu pojawiają się również teksty o blogowaniu za pieniądze. Problem tekstów sponsorowanych porusza Krzysiek Szafranek na swoim blogu, a rozwijają go jego czytelnicy w komentarzach pod wpisem Let`s blog.
Niektórym jednak reklama bardzo przypadła do gustu. Szczególnie tym, którzy prowadzą o niej blogi, na przykład „karmiony papką z billboardów” Marcin Sierant, który co jakiś czas raczy nas nowościami ze świata reklamy na swoim adblogu.
No bo niektóre reklamy faktycznie bywają ciekawe. Szczególnie te, które noszą miano wirusowych – roznoszone przez samych internautów. Mało kto myśli o tym, że ten śmieszny spot telewizyjny, który właśnie ogląda na smogu jest nastawiony na zysk przedstawianej w nim marki. A w rzeczywistości tak jest – to nie są produkcje zaliczane do fan artu, tylko szeroko zakrojone kampanie brandingowe, za które płaci się duże pieniądze. A płaci się tylko dlatego, że na razie te spoty nie są odbierane jako nachalna reklama, tylko śmieszne filmiki, które aż chce się podać dalej.
Czy mamy szansę na poważne zmiany w reklamie internetowej? Tak. To bardzo dynamiczny rynek, w którym zachodzi wiele zmian. Wydatki na e-reklamę mają regularnie rosnąć w najbliższych czasach, więc naturalnym jest oczekiwanie zmian – nawet bardzo poważnych. Pytanie powinno brzmieć – jak konsument odczuje te zmiany.
Może po prostu przyzwyczaimy się do billboardów? A może zostaną one wyparte przez inne formy reklamowe? Może banner blindness spowoduje, że reklamodawcy zrezygnują z natarczywych reklam rozliczanych w trybie CPM (koszt za wyświetlanie) na rzecz kampanii CPA (koszt za akcję) – byłby to ukłon w naszą stronę. Nie jestem w stanie odpowiedzieć na te pytania.
Żądza pieniądza na pewno nie minie. Serwisy nadal będą chciały zarobić kosztem swoich użytkowników, więc bez względu na formę reklam, będzie to jakiś cios w naszym kierunku. Ile z nich przejdzie na „ciemną stronę komercji”?
Który serwis następny przejdzie na ciemną stronę mocy?
Internet kojarzy się z darmowymi usługami. Tu pobieranie opłaty za dostęp do serwisu jest nadal czymś, z czym internauci nie są do końca oswojeni. Wszelkie regulacje i obostrzenia są postrzegane jako anomalie, a ludzie są przekonani, że wszystko należy im się tu za friko (trochę odbiegając: na przykład taka sprawa jak możliwość komentowania wpisów na blogach). Może czas przestać tak patrzeć na medium jakim jest Sieć i przyzwyczaić się do pojawiania się w nim zasad znanych ze „zwykłego świata”?
Nazywam się Maciej Łebkowski. Pracuję w firmie zajmującej się sprzedażą reklamy internetowej. Używam AdBlocka
Ale niestety, komercha dotyka nas wszystkich i to jest niestety przykre. Jeżeli tak dalej pójdzie, to 'jutro' będziemy *musieli* patrzeć na reklamy przy wysyłaniu maili, 'pojutrze' przy robieniu kupy, a 'popojutrze' będziemy mieli reklamy we wzorze na pierwiastki równania kwadratowego. ;-(